Kombatanci gier i zabaw podwórkowych wzdychamy, że dziś prawdziwych trzepaków już nie ma.
Być może, biorąc pod uwagę zapełnione grafiki współczesnych dzieciaków, a do tego grodzone miejsca zabaw „rewitalizowanych” osiedli. A jak wyglądał dzień na podwórku w wykonaniu uczennicy pierwszych klas podstawówki przełomu lat 80. i 90.?
Dziewczynka stojąca przy piaskownicy pomiędzy blokami Gołuchowska 1 i Wrocławska 5 (w tle). Zwraca uwagę gumka do włosów ozdobiona misiem pandą Tygodnik Stolica 29/1986, fot. Jacek Sielski
Podstawa to wyposażenie. Różnej maści piłki, gumy i skakanki trzeba było przetransportować windą na dół. Braki uzupełniała mama zrzucając zabawki przez okno. Jesteśmy przed blokiem. Wejście do klatki służyło do gry w „Króla skoczka” – skakania przez odbitą od murka piłkę, gdzie każdy udany skok to litera w słowach „Król skoczek”. Używało się piłek tenisowych – odblaskowo zielonych albo wytartych, wymoczonych w kałużach. Gorzej, jeśli taka wylądowała na dachu klatki. Wtedy wspinał się tam jakiś śmiałek umykając przed wzrokiem pani dozorczyni.
Na chodniku między blokami Gołuchowska 5 i 7 graliśmy na początku lat 90. w dwa ognie – pola obu drużyn rysowało się kredą (słupków nie było). Luty 2013 r., fot. Joanna Rutkowska
Piłkami do siatkówki graliśmy w zbijaka (co najmniej trzy osoby – dwie „zbijające” i ofiara) i dwa ognie. Ta ostatnia wymagała strategicznego uformowania dwóch drużyn. Każdy kapitan pilnował, by z ekipy podwórkowej zwabić najlepszych. Zawodnicy przeciwnych drużyn musieli się zbijać nie wychodząc poza swoje pola (rysowaliśmy je kredą na chodniku). Najtwardszy był ten, kto złapał piłkę o największej mocy (czasami przyczyna chwilowych bezdechów!).
Skakanie w gumę – od majtek albo wypasioną, odblaskowo zieloną lub różową kupioną w zabawkowym – mogło odbywać się solo. Na naszym podwórku przy Gołuchowskiej stały parami biało-czerwone słupki, o które gumę można było zaczepić. Kiedy zebrały się trzy dziewczyny, to dwie stały w gumie, jedna wykonywała serie figur od poziomu kostek przez łydki, kolanka aż po szyję. Skucha oznaczał wymianę zawodniczki.
Te skorodowane słupki były w l. 80./90. biało-czerwone i służyły m.in. do skakania w gumę. W miejscu placu zabaw stał drewniany - z ciuchcią. Gołuchowska 9,11; luty 2013 r., fot. Joanna Rutkowska
Pamiętam też skoki na skakance. Dwie osoby kręciły sznurem lub połączonym skakankami (plastikowe rączki rozpryskiwały się o chodnik) a dzieciaki wskakiwały kolejno – na jednej nodze, krzyżakiem lub „lajkonikiem”. Kto skusił, zmieniał „kręcącego” czy „kręcącą”.
Były jeszcze wrotki, trzepak, kocyk, wojna i zabawy w chowanego, ale to inna historia…
Joanna
haha, w gumę też grałem
Nie było lepszej zabawy, jak w budującym się spożywczaku czy na zapleczu dowolnej innej budowy ))))
my tam na tej budowie jeszcze pływaliśmy na tratwach zrobionych z elementów ścian tego blaszaka,obecnie to to co stoi za Biedronką jest tam międż innymi bar Lotos,sklep z rowerami itp.
i ganianie się ze „stróżem”, bądź „cieciem” na budowie
Nie było lepszej zabawy, jak w budującym się spożywczaku czy na zapleczu dowolnej innej budowy ))))
POTWIERDZAM!!! :=)
i ganianie się ze „stróżem”, bądź „cieciem” na budowie
ROWNIEZ POTWIERDZAM
Można też było jeździć na rowerze po budowanym obiekcie.
a grę w kapsle pamiętacie?
maściakami w zbijaka na „zachę”, w Wyścig Pokoju i w piłkę nożną, gdzie na bramce stały kapsle od „Ptysia” lub „Mazowszanki”
Ja miałem powycinane flagi z atlasów. ☺
tak, Atlas geograficzny z IV klasy ale dostałem wciry od rodziców jak zobaczyli powycinane flagi
Ha ha a ja zdążyłam wyciąć tylko jedną flagę z encyklopedii, rodzice zainterweniowali:)
U mnie encyklopedie pozostały bez uszczerbku. ☺
pływanie na tratwach ))pamiętam:) przy Uniejowskiej stały takie drewniane budowle, pamiętam dużą wieże, na którą zdobywcy się wspinali, a obrońcy mieli na patykach zapalone butelki po ludwiku i ten palący się plastik skapywał z fajnym dźwiękiem na ciała atakujących…ale to było cudownie głupie, nieodpowiedzialne i niebezpieczne ! to było gdzieś tak koło ’85 r.